Dopiero pierwsza dekada października, a nam sok z czarnego bzu już prawie się skończył… Szkoda, bo bardzo smaczny to napitek.
Najwyższy czas by do garnka wrzucić owoc dzikiej róży.
Trochę się spóźniłam w tym roku… Owoce dzikiej róży powinny być zbierane około 20 września, bo w tym okresie możemy się spodziewać największej zawartości witaminy C. Ale dzika róża to nie tylko witamina C. To także witaminy A, E, B1, B2, B3 i B6, a także minerały (w tym sporo wapnia i magnezu) i szereg innych odżywczych związków. A my przecież w większości jesteśmy zwyczajnie niedożywieni… Stąd infekcje, złe samopoczucie fizyczne i psychiczne, nadwaga i otyłość, plaga chorób autoimmunologicznych i nowotworowych.
Taka naturalna odżywka będzie przydatna również dla sportowców ze względu na ich zwiększone zapotrzebowanie chociażby na witaminy.
Najwięcej problemu nastręcza dobranie się do owoców pochowanych za kolczastymi gałązkami. Krew, pot i łzy…
Żartuję 😉
Nie powiem, że zbiory są łatwe. Ostatnio na łowach byłam z córką, która (z racji słusznego wieku) obsypała jeden oporny krzaczek dorosłymi przekleństwami.
Ale jak się już opracuje odpowiednią technikę – idzie gładko.
Straty: kilka lekkich zadrapań.
Korzyści: 1,5-godzinny stretching na świeżym powietrzu (bo trzeba się nieźle powyciągać) i 5 litrów czerwonych owoców.
Zrobienie surowego koktajlu zajmuje maksymalnie 7 minut.
Wypłukane wrzucam do kielicha blendera, zalewam wodą i miksuję 3 minuty. Odsączam, dodaję łyżkę miodu, rozlewam do szklanek. To tyle.
A cha!
Różany koktajl pijemy od razu po przyrządzeniu.
Uwaga!
Na wypadek, gdyby ktoś się zastanawiał: charakterystyczne włoski w środku owocu nie wpływają szkodliwie na jelita – pisze o tym dr Henryk Różański, a potwierdzają testy wykonane na mojej rodzinie 🙂