Naleśniki gryczane

Dawno, dawno temu okazało się, że choroba autoimmunologiczna bardzo mocno lubi się z glutenem. Trzeba było coś wymyślić, żeby nie pozwolić jej za bardzo panoszyć się po dziecięcych ciałkach. Rodzina musiała podjąć wyzwanie. Praktycznie z dnia na dzień rzeczony gluten zniknął z domu…

Smutek i rozpacz zagościły na dziecięcych twarzyczkach, a mamie, która zawsze starała przygotowywać smaczne posiłki, nagle nic się nie kleiło…

Naleśniki gryczane były pierwszym jadalnym substytutem „prawdziwego” jedzenia. Spełniły oczekiwania mamy (bo nie rozleciały się na patelni) i dzieci – bo nadawały się do jedzenia.

Sprawdziły się w wersji na słodko (z powidłami śliwkowymi albo jakimś dżemem). Były na niejednej wycieczce zawinięte jak tortilla z mięsno-warzywnym farszem… Nadawały się też zamiast kanapki na trening.

Chcecie znać przepis? Zakładam, że tak 😊

Składniki:

– 1 ½ szklanki kaszy gryczanej niepalonej;

– 8 jaj;

– 400 ml wody;

– oliwa z oliwek do smażenia.

Przygotowanie zaczynam od zmielenia kaszy gryczanej w młynku do kawy. Taka świeżo zmielona mąka daje lepszą konsystencję ciasta i smaczniejsze naleśniki niż gotowa mąka gryczana.

Wszystkie składniki dokładnie mieszam blenderem i to wszystko. Można smażyć.

Ciasto jest bardziej gęste od tradycyjnego. Proces smażenia przebiega tak samo jak przy zwykłych naleśnikach.

Uwaga:

W miarę upływu czasu ciasto gęstnieje, można więc co jakiś czas dodać niewielką ilość wody.

naleśniki smażę na stalowej patelni – nie używam teflonowych naczyń