Na co wolicie wydać 500 zł?

No właśnie. Na co wydalibyście pięć stów, jeżeli mielibyście wybór?

Na leki czy na jedzenie? Gdybyście mieli wybierać? Albo – albo.

To teraz zacznę z innej strony. Jak wygląd Wasza apteczka? A jaką jej część stanowią leki Waszych dzieci? Połowa…? trzy czwarte???

Jeżeli z lekami mieścicie się w niewielkim pudełku to użyłabym określenia: jest dobrze. Ale jeżeli apteczka zajmuje sporą szafkę, która się wręcz nie domyka? Taka ilość medykamentów powinna dawać do myślenia. Niestety, jesteśmy już tak przyzwyczajeni do stosowania leków na wszystko, że przeważnie w ogóle nas nie dziwi ani ilość nagromadzonych specyfików, ani to, że pokaźną część zarobków zostawiamy w aptekach.

Dlaczego o tym piszę?

Bo kilka lat temu byłam posiadaczką wypasionej apteczki, w której skład wchodziły antybiotyki (na wszelki wypadek), leki doustne i wziewne (na alergię), leki przeciwbólowe, leki na katar, leki na to i na tamto. Zapasy służyły do ratowania zdrowia głównie moich dzieci. Ostatnio, przy porządkach, kiedy wyrzuciłam wszystko to, co przeterminowane, została mi… maść na stłuczenia (pozostałość po niedawnej kontuzji mojego synka). Nie ukrywam, że mnie samą mocno zdziwił ten fakt.

Przecież kilka lat temu wydatki na leki poważnie nadszarpywały mój budżet domowy (przeciętnie – 500 zł na miesiąc, co dawało około 6 tys. rocznie). Nie było to miłe uczucie. Z jednej strony pieniądze – wiadomo, że szkoda, z drugiej świadomość niemożliwych do przewidzenia skutków ubocznych.

dowód rzeczowy 😉

 

Kiedy powiązałam fakt, że choroby moich dzieci w dużej mierze są spowodowane chemicznymi dodatkami do żywności znów pojawiło się niemiłe uczucie, ponieważ odkryłam niespodziewanie jak dużo droższa jest żywność lepszej jakości.

W ostatecznym rozrachunku okazało się, że zdecydowanie wolę wydawać pieniądze na jedzenie. Ponosząc wydatki w sklepie spożywczym mam dużo lepsze samopoczucie niż w aptece. Może dlatego, że dzięki zmianie sposobu odżywiania moje dzieci chorują rzadziej, a jeśli już – infekcje doskonale się leczą za pomocą naturalnych metod (miód, cytryna, czosnek, goździki).

A jak jest u Was?

Ps.

W naszym domu jest Hashimoto – więc są również nieodzowne suplementy diety (np. pierzga pszczela, witaminy, minerały). Też kosztują, ale traktujemy je inaczej niż leki, dlatego że nie wywołują działań niepożądanych. Są stosowane dla utrzymania dobrego zdrowia i samopoczucia.