Apiterapia – co to takiego?

Zdrowie można zatrzymać lub odzyskać na różne sposoby. Przekonałam się, że istnieje wiele metod, które prowadzą do tego samego celu. Jedną z tych metod jest apiterapia.

Apiterapia to lecznicze zastosowanie produktów pszczelich (m.in. miodu, propolisu, pyłku kwiatowego, pierzgi, mleczka pszczelego, wosku).

Zdania na temat apiterapii są podzielone. Jedni uważają, że produkty pszczele to dobre i niedoceniane lekarstwo, inni – że te specyfiki tak samo nie pomogą jak i nie zaszkodzą, a jeszcze inni – że są wręcz szkodliwe.

pierzga
miód
pozyskiwanie propolisu
propolis (tzw. kit pszczeli)

Prawdą jest, że produkty pszczele mogą czasami wykazywać niepożądane działanie (np. alergenne dla osób uczulonych na składniki pożywienia) jednak literatura podaje, że występują one dość rzadko. Obecnie uważa się, że nie należy podawać miodu niemowlętom przed ukończeniem pierwszego roku życia ze względu na możliwość jego zanieczyszczenia przetrwalnikami bakterii Clostridium botulinum (jad kiełbasiany). Przetrwalniki te u niemowląt mogą w sprzyjających warunkach (np. w przypadku zaparć) wywołać chorobę zwaną botulizmem niemowląt. Statystycznie ryzyko zachorowania jest małe (jedno na 12 tys. dzieci), ale wiedząc o tym nie odważyłabym się podać miodu niemowlakowi. Przy zastosowaniu produktów pszczelich zawsze wskazane będzie zachowanie ostrożności i zdrowego rozsądku.

Pewnie spotkaliście się z opiniami, że lecznicze działanie jakiegokolwiek specyfiku najpierw należy udowodnić aby móc zastosować. Zgadzam się – jeżeli o leki chodzi. Ale miód na przykład? Tego typu argumentacja jest dla mnie, z całym szacunkiem dla tych co akurat tak uważają, niezbyt trafiona.

Jeżeli chcecie znać moje zdanie, to obserwowany ostatnio powrót do naturalnych, praktykowanych od wieków, metod leczenia to nie żadne zabobony i gusła. Nie jest to też jakaś nowa moda. To po prostu konieczność. Sama wciąż poszukuję tradycyjnych rozwiązań ponieważ oferta medycyny konwencjonalnej w przypadku mojej rodziny przyniosła rozczarowujące rezultaty.

Bardzo podoba mi się obrazowe porównanie, które uznany amerykański kardiolog William Davis zawarł w książce Kuchnia bez pszenicy: Jeżeli uderzę się młotkiem w głowę i poczuję ból, a gdy przestanę się uderzać, głowa przestanie mnie boleć, to czy naprawdę potrzebuję badań klinicznych opartych na podwójnie ślepej próbie, żeby udowodnić, iż walenie młotkiem po głowie powoduje ból?[1]

Jest takie stare powiedzenie, że jeden ul odbierze dziesięciu lekarzom pracę. Skąd ono się wzięło? Ktoś przeprowadził badania, ocenił i doszedł do takich wniosków? Nie sądzę. Pszczelarze żyją dłużej, mimo podeszłego wieku są sprawni, dobrze widzą i słyszą (wystarczy przyjść na zebranie pszczelarzy i ich poobserwować). Taki umysł pracuje lepiej niż u rówieśników – nie mają żadnej „sklerozy”.  Jak można to wytłumaczyć?

Pszczelarz pracuje dużo na świeżym powietrzu. Wykonując zabiegi w pasiece oddycha powietrzem ulowym. Robota fizyczna bywa ciężka ale w przyjemnej atmosferze. Pszczoły dają wyciszenie i spokój. Obserwacja tych przezabawnych stworzeń dostarcza niesamowitych wrażeń. Zajęte pracą są tak łagodne, że można je pogłaskać. Fakt, czasem mogą nieźle pogonić, ale użądlenia też niosą zdrowie (apitoksynoterapia). Więc nie ma tego złego. Pszczelarz ma też okazję podjadać mleczko pszczele prosto z ula (tzw. eliksir młodości). Ma też możliwość włączyć do swojej diety naturalne suplementy pyłek i pierzgę – przebogate w składniki odżywcze (preparaty mineralno-witaminowe). Jeśli do tego dodać propolis (naturalny antybiotyk) – wyjdzie recepta jesień życia w dobrym zdrowiu.

Niektórych zniechęcać może fakt, że na pierwsze efekty działania apiterapeutyku trzeba czekać kilka dni, tydzień, dwa, czasem miesiąc. Najtrudniej jest zacząć, bo potem czas i tak szybko płynie…

W naszej rodzinie stosujemy miód, propolis, pierzgę i okazyjnie mleczko pszczele. Ma to bardzo pozytywny wpływ na nasze zdrowie. Dla przykładu moje kiedyś bardzo chorowite dzieci od 2012 roku nie zażyły żadnego antybiotyku, podczas gdy wcześniej kurację antybiotykową przechodziły kilka razy do roku. Nie będę ukrywać że włączenie do diety produktów pszczelich zbiegło się ze zmianą w diecie – z kuchni całkowicie zniknęła żywność przetworzona.

Prof. Ryszard Czarnecki twierdzi, że produkty pszczele posiadają ambiwalentność fizjologiczną co oznacza, że mają zdolność doprowadzania komórek ciała do równowagi (homeostazy). Czyli ZDROWIA. A  przecież nam właśnie o to chodzi, żebyśmy byli zdrowi.

[1] Kuchnia bez pszenicy, William Davis, Bukowy Las Sp. z o. o. (2013), s. 11-12.