Dzisiaj opowiem Wam trochę o pszczołach i ich działalności, mimo że na pozór nie ma to bezpośredniego związku z myślą przewodnią tego tekstu.
Że mieszkają w ulach i przynoszą słodki miód to wszyscy wiedzą, ale o tym że pszczoły to żywioł – pewnie już nie wszyscy. Mimo, że czasem są tak łagodne, że można je pogłaskać – bywają też dni, kiedy zupełnie niespodziewanie okazują niechęć i wrogość swojemu opiekunowi. Jako pszczelarze obserwujemy te małe, przemądre i wiecznie zapracowane zwierzątka. Podchodząc do ula staramy się zgadywać, w jakim nastroju są nasze pszczółki.
Zostałam pszczelarską bo los sprawił, że związałam się z początkującym pszczelarzem. Dobrze się złożyło, bo mnie od zawsze fascynowało życie pszczół – fenomen rodziny pszczelej: super organizmu. I tak oto zostałam pszczelarką mimo alergii na jad pszczeli i bardzo przykrych dolegliwości, których doświadczałam po każdym użądleniu. Nigdy przez myśl mi nie przeszło, żeby to rzucić. Nawet wtedy, kiedy moja dłoń, po niewielkim użądleniu, przybierała formę niebiesko-fioletowej rękawicy bokserskiej, a ból był tak silny, że miałam ochotę ją sobie odgryźć. Dla porównania Dominik bez problemu znosi 50 czy 100 użądleń. On może pozwolić sobie na luksus pracy przy pszczołach w koszulce z krótkim rękawem, spodenkach i bez kapelusza ochronnego. Ja nie. Kilka użądleń mogłoby mnie zabić. Z tego właśnie powodu mam zasadę, że nie zbliżam się do pasieki, jeśli nie jestem odpowiednio ubrana (zabezpieczona od stóp do głów). Odkryte mam tylko dłonie, w które czasem wystraszona pszczoła zatopi swoje żądło.
Nie boję się pszczół, bo ZAWSZE jestem odpowiednio zabezpieczona szczelnym kombinezonem pszczelarskim.
Podobnie – życie z chorobą przewlekłą niesie z sobą pewne niedogodności.
Dla przykładu dzieci zdrowe mogą bezkarnie wcinać chemię spożywczą i nic im nic nie będzie (niestety, prawdopodobnie, do czasu…). Dzieci chore za niewielkie odstępstwa od zaleceń żywieniowych mogą zapłacić znacznym pogorszeniem samopoczucia zarówno fizycznego jak i psychicznego. Konieczność restrykcyjnego przestrzegania diety ze względów zdrowotnych, szczególnie u dzieci, może powodować wiele negatywnych emocji: bunt, poczucie winy, a nawet strach.
Skąd więc wziąć taki „kombinezon” ochronny, który ZAWSZE zabezpieczy Waszą pociechę? Najlepszą ochroną okazuje się uświadomienie małolata w temacie choroby (stosownie do wieku).
Ale jak to zrobić? Może wykorzystać fakt, że młodego człowieka przekonuje nieco inna argumentacja niż dorosłego? Podjęcie działań dla zachowania zdrowia często okazuje się niewykonalne. Ale dla urody? Hmmm… To już co innego. Co się stanie, jeśli podstępnie przemycicie pozytywną motywację? Myśl, że dzięki odpowiedniej diecie będzie mieć smukłe ciałko, płaski brzuch, ładną cerę, lśniące włosy i piękne paznokcie, dobrą kondycję, silne mięśnie... To kto wie…
Super! Już nie MUSI się wysilać dla zdrowia (o które przeważnie nie dba), ale MOŻE coś zrobić dla swej fizyczności (która w pewnym okresie życia jest najważniejsza).
Wiadomo przecież, że dużo łatwiej jest działać jeśli coś MOŻESZ, niż jeśli coś MUSISZ…