W przypadku alergii u dziecka poprawę (często wręcz spektakularną) może przynieść rezygnacja z żywności zawierającej chemiczne dodatki spożywcze. Z moich obserwacji wynika, że dzieci pochłaniają znaczne ilości „chemii” pochodzącej ze słodyczy.
Żywność bez dodatków? Łatwiej powiedzieć niż zrobić…
Kiedy na Wasz dom zostanie nałożone embargo zakazujące wprowadzania chemicznej żywności, a dzieciak jest przedszkolakiem – jemu to aż tak bardzo nie przeszkadza. I tu jest miejsce na przytoczenie znanego wszystkim przysłowia ludowego: „Małe dzieci, mały kłopot…”. Dopóki mały szkrab jest pod Waszymi skrzydłami decydujecie o wszystkim. Nawet w przedszkolu jesteście w stanie dopilnować co trafi do jego buzi (jeśli macie szczęście i Wasze maleństwo chodzi do przedszkola, w którym pracuje odpowiedzialny personel). Dopiero, kiedy zaczyna się szkoła – pojawiają się prawdziwe kłopoty… Szkoła pozwala poczuć smak wolności i skosztować smaku przeróżnych słodyczy. Okazuje się bowiem, że dzieci słodycze do szkoły przynoszą i chętnie się ze wszystkimi dzielą. Bywa też tak, że za znalezione 20 groszy spokojnie można kupić cukierka w sklepiku szkolnym (nie wiem, co to za cukierek, ale aż strach pomyśleć).
Dzieciaka może zdradzać charakterystyczny kaszel, a także wzdęcia i biegunki. Na początku może się przyznawać, kto i czym go poczęstował, ewentualnie w jaki inny sposób wszedł w posiadanie zabronionych produktów. Jeśli zakończy się to domową pogadanką – szybko szczerość delikwenta znudzi. Wkrótce dojdzie do wniosku, że małe kłamstewko nikomu nie zaszkodzi. Toteż w pewnym momencie zacznie twierdzić, że nic nie jadł, albo dopadała go amnezja i za nic w świecie nie może sobie przypomnieć, czy coś jadł… Z czasem może zdecydować się każde złamanie zasad zupełnie przemilczeć.
Starsze dzieci na wieść o nadchodzącej katastrofie zwykle buntują się strasznie. Co jakaś tam dieta ich w ogóle obchodzi. Właściwie żadne ograniczenia żywieniowe nie wchodzą w grę. Nie bo nie! Nie, bo przecież trawą się żywić nie będą! A co im pozostanie, jak zabierzecie im te wszystkie smakołyki? To jest „BEZ” SENSU!
Załóżmy, że mimo oporu zasada jest wprowadzana małymi krokami acz konsekwentnie. Trzeba przygotować własne przetwory na zimę (kompoty, dżemy, buraczki, suszone owoce itp.), żeby nie kupować w sklepie. Kuchnia stała się eksperymentownią. Trzeba od razu przyjąć, że w tym zakresie możecie odnosić zarówno spektakularne sukcesy jak i sromotne porażki.
Walka z dziećmi o zdrowe odżywianie wymaga sprytu. Przeciwnik jest trudny dlatego, żeby nie polec trzeba wykazać się dużą wyobraźnią. I często nie ma co liczyć na wsparcie i zrozumienie ze strony rodziny.
Receptą na wiele chorób jest odstawienie słodyczy. Po pierwsze – nie ulega wątpliwości – cukier szkodzi. Po drugie – bogactwo składu chemicznego tych przekąsek jest niewyobrażalne. Myślę jednak, że całkowite odcięcie dzieci od słodyczy może być niezmiernie trudne.
Przekonałam się, że wojny z cukrem do końca nie da się wygrać. Dziecko spragnione łakoci może oszukiwać. Na początek można nie kupować tych ze sklepu (za wyjątkiem rzeczywiście dobrej jakości), tylko przygotowywać domowe słodkości – ze zdrowszych produktów i zdecydowanie mniej słodzone. Pakować przekąskę do szkoły i mieć nadzieję, że dzięki temu nie skusi się na chemiczny smakołyk. Z czasem ochota na słodkie powinna się zmniejszyć.
Ale babcie, dziadziusiowie, ciocie i wujkowie przeważnie sobie myślą: jak tu dziecku nie dać cukierka? Czekoladki chociaż kawałeczek – taka odrobinka nie zaszkodzi na pewno. W odwiedziny przyjechać z pustymi rękoma? Spróbujmy ich więc przekonać, aby obdarowywali dzieci zdrowymi owocami.
Sposób na odwiedziny – owoce w prezencie od rodziny 🙂